niedziela, 15 maja 2016

preludium

— Niczego nie ruszaj.
Kiedy tylko ojciec odwrócił się od niego, Scorpius przewrócił oczami i wcisnął dłonie do kieszeni. Wiedział, że ten doskonale zdaje sobie sprawę z gestu syna, ale przestał reagować mniej więcej wtedy, kiedy młody Malfoy skończył dziesięć lat. Przecież nie mógł wydłubać mu oczu. Prawdopodobnie wskoczyłyby na swoje miejsce, w ramach objawiania się mocy magicznych.
Draco udał się za właścicielem sklepu na zaplecze i zostawił syna samego z kuszącą wystawą i półkami zapełnionymi różnymi podejrzanymi przedmiotami. Lokal ten należał kiedyś do Borgina i Burkesa, którzy znani byli ze swojego umiłowania do różnych makabrycznych rzeczy. Odkąd władzę nad sklepem przejął niejaki pan Hall, zrobiło się tu tylko czyściej. Z wystawy nadal uśmiechały się trupie czaszki, z gablot kusiły różnokolorowe buteleczki z, niekiedy jeszcze bulgoczącymi, substancjami — nadal można tu było nabyć narzędzie zemsty na wyjątkowo drażniącym koledze. Scorpiusa zainteresowało jednak coś innego. Zerknął za siebie, by sprawdzić, czy ojciec przypadkiem ukradkiem go nie pilnuje i podszedł do opuszczonej lady właściciela.
Na czerwonej poduszeczce leżał pozornie zwykły zegarek. Pozornie, bo kiedy podchodziło się bliżej, wrażenie to znikało, a to za sprawą dwóch mikroskopijnych smoków, będących wskazówkami — ogon krótszego przesuwał się rytmicznie z każdą minutą, zaś drugi smok o każdej pełnej godzinie przesuwał się o jedną cyfrę i ział ogniem. Scorpiusa właśnie to przyciągnęło do lady, bo kiedy spojrzał w tamtą stronę, właśnie wybiła dwunasta i oba smoki zetknęły się ze sobą, naraz wyrzucając kulę ognia w górę.
Scorpius był średnio zainteresowany takimi błyskotkami: pierścień od babki zgubił na wakacjach w Egipcie w czwartej klasie, a medalion od dziadka wpadł mu za łóżko w dormitorium i leżał tam już od kilku lat. Zegarek jednak wyglądał jak coś, co pasowałoby do jego nadgarstka, a skoro znajdowało się w tym sklepie, to może smoki czasem wychodziły ze środka i ziały ogniem? Mógłby poszczuć nimi Notta, który w zeszłym roku wyrzucił go z drużyny.
Kuszące.
— Widzę, że młody panicz Malfoy ma świetne oko do przedmiotów.
Scorpius podskoczył i prawie krzyknął, kiedy pan Hall nagle pojawił się obok. Był małym, nieco chropowatym człowieczkiem o przenikliwym spojrzeniu i niepokojącym uśmiechu. Patrzył na Scorpiusa zza swoich wielkich okularów i chłopak miał wrażenie, że idealnie odczytał jego myśli.
— Mówiłem, żebyś nic nie ruszał. — Usłyszał za sobą głos ojca.
— Przecież nic nie ruszałem — odburknął w odpowiedzi. Jeszcze moment i byłoby to kłamstwo.
Odsunął się od lady i pozwolił ojcu dokonać wymiany jakiegoś kuferka za sporą ilość galeonów. Ostatnio Draco wpadł na pomysł zajrzenia na strych w starym dworze Malfoyów i pozbywał się co bardziej podejrzanych przedmiotów, nie zamierzając rezygnować z powiększania dosyć wątłego skarbca w Gringottcie. Scorpius chętnie trochę by z tego uszczknął i kupił ten zegarek, ale bał się odzywać przy ojcu, bo ten nie miał tego dnia za dobrego humoru, mimo że wsadził do kieszeni sakiewkę wypełnioną monetami.
Wyszli na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, prosto w kropiący lekko deszcz.
— Muszę jeszcze wejść do jednego sklepu — oznajmił Draco.
— Nie lubię Nokturnu, poczekam na ciebie w Esach i Floresach.
Ojciec skrzywił się, ale pokiwał głową. Scorpius wyszczerzył się do niego i suszył zęby tak długo, aż Draco nie zniknął za rogiem. Odczekał pięć minut i wrócił do sklepu pana Halla, szukając po kieszeniach monet, którymi mógłby zapłacić za zegarek. Właściciel nadal stał za ladą i nie wyglądał na zaskoczonego powrotem młodego Malfoya.
— Po ile ten zegarek?
— Biorąc pod uwagę interesy z twoim ojcem, wyceniłbym go na czterdzieści galeonów, ale nie jest na sprzedaż.
Scorpius westchnął ciężko. Miał wrażenie, że Hall w duchu się z niego śmieje, ale najwyraźniej był poważny. Po kilku minutach milczenia przerywanego cichymi westchnieniami Malfoya, właściciel uśmiechnął się, kiwnął mu głową i wrócił na zaplecze. Scorp nadal stał w tym samym miejscu. Walczył sam ze sobą. Miał wrażenie, że smoki machają na niego ogonami z tarczy zegarka i sugerują wybranie jedynej słusznej opcji: kradzieży. Ojciec go zabije. Albo wydziedziczy, bo przecież już i tak mieli straszną reputację w świecie magicznym, uchodzili za tchórzy i lizusów.
Zacisnął wargi, po czym porwał zegarek z poduszeczki i wcisnął do kieszeni bluzy ukrytej pod czarną szatą. Chwilę później ewakuował się ze sklepu i puścił biegiem uliczkami Nokturnu, przepychając się przez spory tłumek ludzi tłoczących się przy granicy z Pokątną. Kiedy znalazł się już w Esach, był zdyszany i musiał wyglądać podejrzanie, ale ojca jeszcze nie było. Na szczęście.
A kiedy dołączył do syna, Scorpius zdążył przybrać już minę znudzonego siedemnastolatka, którego zakupy szkolne przestały bawić już gdzieś w trzeciej klasie. Zegarek spoczywał bezpiecznie w kieszeni zapiętej na zamek. A najgorsze, że Malfoy nie miał nawet wyrzutów sumienia, więcej: miał wrażenie, że facet chciał, żeby zegarek został ukradziony. Tylko że... to idiotyczne, prawda?
Miał prawo mieć wątpliwości.

Kto czytał już to opowiadanie (w zeszłym roku, ale może ktoś ma dobrą pamięć, w końcu trochę obserwatorów tu wisi), ten czytał też ten prolog, ale z racji tego, że odzyskałam stary plan tej historii i zamierzam wskrzesić ją z martwych, zdecydowałam opublikować prolog i rozdział pierwszy od nowa. Z tym, że ten drugi opublikuję za jakiś tydzień, gdyż wymaga malutkich poprawek. Dziękuję za uwagę, pozdrówki!

12 komentarzy:

  1. Cześć!
    Usłyszał za sobą ojca - to kojarzy mi się z sytuacją, gdy Malfoy stałby za Scorpem i no, hm, nie wiem: oddychał głośno, przez co byłby słyszany. Naturalniej brzmiałoby tutaj: Usłyszał za sobą głos ojca.
    które robiły za wskazówki - bardzo potocznie. :(
    Scorpius nie był jakiś bardzo podatny - znów, zbyt potocznie.
    pozwolił ojcu zrobić wymianę jakiegoś kuferka - wymiany się dokonuje, nie robi.
    ale bał się odzywać przy ojcu, bo nie miał tego dnia za dobrego humoru - konstrukcja zdania. Co, Scorp nie miał za dobrego humoru?
    machają na niego ogonami - machać na kogoś to potoczny zwrot!

    Historia brzmi fajnie i choć, no właśnie, treść mi się podoba, forma lekko kuleje. Pełno u Ciebie "być" i "mieć" i takich, no, bardzo prostych konstrukcji zdań, które niekiedy wręcz drażnią. I te potoczne sformułowania na każdym kroku. Ja rozumiem, że narracja bezpośrednia daje pewne pole do popisu i można sobie pozwolić na troszkę większą swobodę, ale w granicach rozsądku. Tu czuję się trochę, jakbym czytała opko pisane na kolanie w szkolnej ławce w tajemnicy przed nauczycielką na nudnej lekcji. Rozumiem, że starasz się nadać opowiadaniu wrażenia historii snutej przez nastoletniego, zbuntowanego rojbra, ale bez przeginy. W zasadzie gdybym rzeczywiście chciała wypisać w tym komciu wszystkie kolokwializmy, które nie bardzo uchodzą, wypisywałabym co trzecie zdanie.
    Niemniej podoba mi się sam zamysł i wizja jakiegokolwiek Malfoya, który kradnie. Uśmiech też błąka mi się gdzieś w okolicach kącików ust, gdy wyobrażam sobie biednego Dracona, który ręce załamuje nad bezczelnymi odzywkami swojego syna. Wyobrażam sobie, że myśli sobie: GDYBYM JA SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ W TWOIM WIEKU, LUCJUSZ BY MNIE ZABIŁ! Choć te słowa o odradzających się oczach... Znaczy no, mało to dla mnie było z początku zrozumiałe, może jestem niezbyt błyskotliwa dzisiaj, no bo jest poniedziałek i w ogóle, ale z początku nie zajarzyłam, o czym w ogóle czytam. W każdym razie podoba mi się to, jak zegarek przemawiał do Scorpa i to nawiązanie do smoków, które często pojawiają się przy temacie Malfoyów. Choć zwykle występują jako psztyczek do imienia Draco, ale tu też wpasowują się bardzo elegancko. Zastanawia mnie to podkreślenie, że zegarek ten nie był na sprzedaż i dziwne zachowanie sklepikarza. Czyżby był to przedmiot, który należy ukraść, aby stać się jego właścicielem? Coś na kształt przenoszenia własności przy czarnej różdżce...
    Podoba mi się, że nie tworzysz nudnych opisów i zwracasz uwagę na te elementy świata przedstawionego, które mogą czytelnika zaciekawić i rzeczywiście pomóc w wyobrażeniu sobie przestrzeni. Ładnie też nakreślasz relację między ojcem i synem. Podoba mi się również wizja młodego Scorpa - buntownika niewpasowującego się w klimat czystokrwistych dzieciaków.
    Ładny szablon, to głównie z jego powodu weszłam i rzuciłam okiem na tekst, a potem przez niego się tu wróciłam, bo za pierwszym razem przez potoczne zwroty nie dałam rady dokończyć prologu. Ale coś mnie cały czas gnębiło, no więc przymknęłam oko na te kolokwializmy, doczytałam i jestem. Pięknie gra z nim kolor tej czcionki - nie za jasny, aby dalej dobrze się czytało, ale kusząco też inny od standardowego czarnego tekstu. Zdradź mi tylko, czemu kursyw jest w innym, średnio pasującym kolorze? :D
    Bardzo jestem ciekawa rozwoju sytuacji w opku!
    Pozdrawiam,
    mózg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wypisanie błędów! Niektórych błędów-niebłędów, właściwie. Niektóre jestem w stanie dostrzec dopiero długi czas później, o czym przekonałam się, czytając stare rozdziały innego opowiadania. :D
      „machają na niego ogonami” – ależ ja wiem, że to jest potoczne. Ale to jest właśnie konsekwencja narracji Scorpiusa, może powinnam to wziąć w cudzysłów... pomyślę nad tym. W każdym razie miałam na myśli, że machają do niego, ale przecież nie mogą tego zrobić rękami, bo na tym zegarku ruszają się tylko ogony, no.
      Będę się bronić – to już mój styl. Nic nie poradzę na to, że moja narracja zawsze jest taka luźna, a sprzyja temu też to, jak kreuję Scorpa. To nie jest młody Draco i nawet nie stara się nim być, bo ma już jednego kolegę z kijem w dupie. Jakby miał się z nim zamienić rolami, to wolałby od razu się zabić! Kolokwializmów nie dam rady się pozbyć, to w końcu nie rozprawka szkolna, a gdybym miała się pilnować, by ich nie pisać, to straciłabym całą przyjemność pisania, a i opowiadanie moim zdaniem by na tym straciło – mój Scorpius jest przygłupim i nierozsądnym siedemnastolatkiem z mentalnością przedszkolaka. Postaram się je jednak ograniczyć, abyś mogła czerpać większą przyjemność z czytania. :D
      Z oczami chodziło o to, że kiedy objawiają się u dziecka moce magiczne, to dzieją się dziwne rzeczy. Harry'emu np. odrastały włosy, kiedy Petunia mu je ścinała, prawda? Oczy prawdopodobnie wróciłyby na swoje miejsce. Ot, taka mała... metafora? :D
      Ta kursywa to mały problem z kodami, czekam aż przestaną płatać figle i dadzą odpowiedni kolor. Jak zawsze coś musi nie grać, ale to nic nowego u mnie.
      Bardzo dziękuję za komentarz i uwagi, pozdrówki!

      Usuń
    2. No dlatego mówię, ze względu na bezpośrednią - rozumiem pewną swobodę w pisaniu, natomiast wg mnie część zwrotów raczej nie powinna być używana w opku. A takie nadawanie charakteru historii kolokwializmami to trochę pójście po najmniejszej linii oporu, sztuka w tym, żeby ich nie używać, a jednocześnie sprawiać wrażenie, że się pisze joł, młodzieżowo. :D Wiesz, nadać zdaniom takiego właśnie luzackiego brzmienia takimi zdaniami jak to z "jakimś kufrem", które wyraźnie pokazują nastawienie młodego do świata, ale raczej unikać kolokwialnej konstrukcji "machać na kogoś". I wybacz, ale poradzić możesz wiele, ćwicząc. :) Oczywiście to Twoja sprawa, czy będziesz coś z tym robić, czy nie, ale nie nazywajmy wyboru nicnierobienia - niemocą. Natomiast absolutnie nie sugeruję, że masz czokolwiek zmieniać na siłę, broń borze, żeby miało Ci to odbierać radość z pisania! Jedynie sygnalizuję, jak wygląda mój odbiór, wyznaję bowiem zasadę czytam=komentuję.
      I przecież nigdzie nie piszę, że Scorp ma się wysławiać jak Dracon, jedynie zaznaczam, że co za dużo, to niezdrowo.
      Wiem, wiem, potem skumałam, o co cho z tym zdaniem o oczach, chodzi mi o to, że na początku nie zrozumiałam tego zdania i musiałam je przeczytać parę razy, bo zmyliło mnie użyte słowo "wskakiwać", które brzmi dość dziwnie, zważywszy też na fakt, że to fragment z perspektywy Dracona. :)
      Hihihi, właśnie tak się zastanawiałam! A tak jeszcze podpytam: nie wolisz zakotwiczyć tych linków z boku? Za pierwszym razem się przestraszyłam, że zgubiłam pół strony, gdy ich nie zobaczyłam. :ooo

      Usuń
    3. I chyba trochę marudzisz, bo w innym opku, tym z takim czerwonym obrazkiem na białym tle, które piszesz w pierwszoosobówce, przez co spodziewałam się więcej potocznych zwrotów, radzisz sobie jakoś bez takiej tony kolokwializmów. I jest dużo lepiej! :)))

      Usuń
    4. Naprawdę? Kobieto, wjechałaś mi na ambicję, bo byłam wręcz pewna, że w Lecie mogę sobie poszarżować i tego nie zrobiłam. Wuuut. A to jednak głupio wygląda, jak w narracji pierwszoosobowej sobie nie pozwalam, a w trzecio- już tak.
      I odkryłam może przyczynę tego, że prolog tak wygląda. Nie pisałam go wczoraj ani przedwczoraj, a ponad rok temu. Wkleiłam go w tej samej wersji, bo nie czułam potrzeby zmieniania niczego, dopiero ty mnie uświadomiłaś o tych kolokwializmach. Nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi, bo może im to nie przeszkadzało, nie wiem, ale teraz będę uważać. Tylko że wiadomo, że przez rok w miarę regularnego pisania styl się, chcąc nie chcąc, zmienia. Ale wciąż, bardzo dziękuję, że mi to wytknęłaś, cenna uwaga. :D
      Co do tego menu to nie mogę sobie z nim poradzić, bo się rozjeżdża, a mnie to bardzo drażni, tyle że póki nie znajdę odpowiedniego kodu, będzie sobie uciekało. Ważne, że to w miarę wygląda, bo zawsze mam z menu problem!

      Usuń
    5. Wiesz, ja co prawda się nie znam, ale mam w kodzie przy stronach, które mi tworzą menu, takie coś: position: fixed; i jak to dla sprawdzenia usunęłam (bo ja tak sobie tykam czasami różne dziwne rzeczy w kodzie, żeby posprawdzać, co się wydarzy, o!), to mi zakotwiczenie linków uciekło. A z tym się nie przewijają wraz ze stroną. Możesz spróbować, może to to! :D

      Usuń
    6. No, problem w tym, że już tego próbowałam i zepsuło mi całe menu. Ale cały czas kombinuję. :D

      Usuń
    7. Działa! Coś zrobiłaś i działa! Jest cudnie. <3

      Usuń
  2. Time witness zmartwychwstało!
    Ju mejd maj dej <3
    Może i ja w końcu wezmę się w garść i coś gdzieś opublikuję? ;D
    Pozdrówki, miszczu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierz się! Miejsce w czytanych w linkach czeka na pumpernikla! :D

      Usuń
  3. Dobry wieczór! Z poprzednim opowiadaniem nie miałam styczności i właściwie przyszłam tutaj, bo szablon mi się spodobał. Kliknęłam z czystej ciekawości, prawie pewna, że zaraz wyjdę, bo często tak robię, ale postanowiłam zostać. Muszę przyznać, że prolog bardzo mnie zainteresował. O samym Scorpiusie opowiadań jest niewiele, a przecież tyle ciekawych rzeczy można byłoby wymyślić! Jeśli Scorp już się pojawia, to najczęściej tylko jako postać z drugiego lub trzeciego planu, a ludzie kreują go na typowego Ślizgona, który zapewne nie używa nawet mózgu. A przecież wcale tak nie musi być i zawsze zastanawiałam się, co musi dziać się w tej jego głowie. Dlatego jestem wdzięczna ci za to, że postanowiłaś podjąć się tego zadania i spełnić moje małe marzenie.
    Co do samego prologu, to muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Specjalistką od błędów nie jestem, sama popełniam ich wiele, dlatego wolę nie bawić się w ich wytykanie zbyt często, kiedy nic nie razi mnie w oczy. Twój styl jest bardzo przyjemny i lekki w odbiorze. Sam motyw z zegarkiem jest intrygujący, jestem baaaardzo ciekawa tego, jaką tajemnicę w sobie kryje i jakie skutki będzie miała decyzja Scorpa. Dlatego czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział, aby poznać znajomych Malfoy'a i zobaczyć, w jakiej obraca się rzeczywistości. Poza tym życzę ci powodzenia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba mam naprawdę słabą pamięć (a to nie wróży dobrze mojej przyszłości), bo nie mogę sobie przypomnieć poprzedniej wersji. Mam w głowie jakieś dzikie wizje, ale to nic szczególnego, więc będę czytać z jeszcze większą przyejmnością.
    A jako fanka HP to mogę odpuścić sobie takiej przyjemności. I zaawsze trochę podziwiam i zazdroszcze osobom, które piszą właśnie o tym. Także, zazdroszczę ci i będę to czytać zielona z nerwów :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń